piątek, 29 lipca 2016

Wspominki 2015/2016 #5 28.09.2015 UKS SMS ŁÓDŹ - ORLIK SOBIEŃ

                                                       UKS SMS ŁÓDŹ - ORLIK SOBIEŃ

                                                                      6. kolejka A-klasy 2015/2016, grupa: Łódź II
                                                                        28.09.2015 11:00 – Łódź, ul. Milionowa 12
                                                                                            widzów około 30


Niecałe 24 godziny po mojej wizycie w „Kanzasie” idąc za ciosem wybrałem się na A-klasowe rozgrywki mając ciągle wielki apetyt na tzw. kwintesencje futbolu w postaci prawdziwego, nieprzekłamanego widowiska zwykłych kopaczy, którzy kochają to, co robią bez żadnych upiększaczy i dodatkowych motywacji, ale również na smaczki i perełki, których można tylko doświadczyć w 8 czy właśnie na 7 lidze mistrzów, na której miałem okazję dziś się pojawić. A do tego mój dziennikarsko-kibicowski nos wybrał spotkanie zapowiadające się jako hit 6. kolejki II grupy A-klasy a był nim pojedynek czwartej drużyny UKS-u SMS-u Łódź z liderem rozgrywek Orlikiem Sobień.

UKS SMS Łódź, czyli tak jak to wyżej wspomniane czwarta ekipa w A-klasowych rozgrywkach i jeden z faworytów do awansu do okręgówki. Ekipa z Milionowej po pięciu spotkaniach z bilansem trzech zwycięstw, jednym remisem i jedną porażką, co daje im posumowaniu 10 punktów. Czyli wynik, co najmniej dobry. W ostatnim wyjazdowym meczu eSeMeSiacy wręcz przejechali się po Kotanie Ozorków gromiąc ich 9:0. Na pewno z wielkimi nadziejami podchodzili do dzisiejszego spotkania jako wielka szansa na zmniejszenie strat do pierwszych trzech drużyn a przede wszystkim do lidera tabeli, z którymi przyszło im się dziś zmierzyć.

Orlik Sobień, czyli ekipa po 5. kolejkach panująca na fotelu lidera A-klasowych rozgrywek grupy II. Pięć meczy i pięć zwycięstw. Jak na razie niekwestionowany lider. Od dwóch sezonów w czubie 7 ligi mistrzów. W tym sezonie na pewno już zakusy na historyczny awans do okręgówki. Ostatni mecz oczywiście zwyciężyli wygrywając u siebie z rezerwami Zjednoczonych Stryków 2:0. Do Łodzi przyjeżdżali z apetytami na kolejne zwycięstwo i umocnienie się na pierwszym miejscu. Wszystko to zapowiadało arcyciekawe i emocjonujące widowisko.

W niedzielne przedpołudnie część z kościoła, część do kościoła, część jeszcze spała, cześć za pewne leczyła kaca a część czekała już na obiad albo i śniadanie oraz obiad takie przypadki również się zdarzają, ale ja postanowiłem się wyłamałać się z tych schematów i wybrać się na emocjonujący mecz, na który namówiłem również swojego dobrego koleżkę, który podzielał moje zdanie o wyłamaniu się z wyżej wymienionych schematów. Zakupiliśmy po magicznym napoju na drogę żeby się nie odwodnić i komu w drogę temu czas. Dwadzieścia parę minut jazdy tramwaikiem i dziesięć spacerkiem i meta. Na tereny szkoły mistrzostwa sportowego wybrałem się ogólnie pierwszy raz, więc nie wiedziałem jak to wszystko wygląda, z tej racji poświecę parę zdań na opis kompleksu sportowego przy ulicy Milionowej. Kiedy przeszedłem główną bramę w oczy od razu rzuca się ładny główny budynek szkoły i klubu. Idąc trochę w lewo po prawej stronie rzuciło mi się w oczy zbiegowisko wokół specjalnie wytyczonego mniejszego boiska a mając jeszcze 25 minut czasu do głównego wydarzenia, które było moim celem udałem się tam. Okazało się, że zbiegowisko zrobili rodzice najmłodszych adeptów piłki nożnej, którzy z wielkim zaangażowaniem i pasją rozgrywali swój mecz. Wspaniale się takie wydarzenie oglądało. Nie można było oderwać od nich oczu, ile już potrafili i ile serca już zostawiali na boisku. Lekki smutek ogarnął, że człowiek nie dostał takiej szansy i nie został obdarowany, choć w jakimś małym stopniu talentem piłkarskim. Po krótkich wspominkach, niespełnionego marzenia żeby zostać piłkarzem trzeba było się ogarnąć gdyż czas pomału już naglił i trzeba było udać się na główną arenę zmagań. Piłkarze jeszcze się rozgrzewali, więc była okazja żeby rozejrzeć się jeszcze lepiej i dokładniej po obiektach SMS-u. Gdzie się nie spojrzało tam jakieś boisko. Istny raj. Ogólnie zauważyć można było, iż teren szkoły to jeden wielki plac budowy gdyż za głównym budynkiem jest budowany z rozmachem kolejny budynek i z czasem można wysnuć przypuszczenia, że jak to wszystko dojdzie do skutku będzie to jeszcze piękniejsza i nowocześniejsza baza szkolenia młodych adeptów różnych dyscyplin sportowych a przede wszystkim piłki nożnej niż jest teraz. Na koniec obszernego opisu warto oczywiście podkreślić i wspomnieć, iż szkoła mistrzostwa sportowego została założona 18 października 1997 roku przez legendarnego polskiego trenera Kazimierza Górskiego. W realizacji swoich działań statutowych, UKS SMS korzysta z obiektów sportowych szkoły a głównym obiektem szkoły jest stadion z naturalną nawierzchnią o pojemności 2 tysięcy miejsc, na którym zaczął rozgrywać swoje mecze czwartoligowy Widzew Łódź. Obiekt bardzo zadbany, ładny i klimatyczny.

Pogoda tego dnia na pewno była dużo lepsza niż na wczorajszym meczu w „Kanzasie”, ale też nie można było za nią trafić gdyż aura była dosłownie jak w górach lub nad morzem. Jak wyszło słońce to Majorka a jak zaszło to kaptur na głowę i przeskakiwanie z nogi na nogę. Mecz zaczął się parę minut po 11:00 na bocznym boisku (murawa sztuczna) zaraz przy głównym obiekcie. Od samego początku rzuciło się w oczy bardzo szybkie tempo spotkania. Przyjezdni jako liderzy chcieli od razu zdominować rywali bardzo wysokim pressingiem, wybieganiem i agresywniejszym stylem gry. Również rzuciła się od razu w oczy kolosalna przewaga przyjezdnych w aspektach gabarytowych i wiekowych. Po jednej stronie solidnych gabarytów zawodnicy w większości po 30-stce, niektórzy w ciąży a naprzeciwko drobne chłopaczki w przedziale wiekowym 16-19. Można sobie wyobrazić jak to z początku wyglądało i czego można było się spodziewać na pierwszy rzut oka. Nic z tych rzeczy. Drużyna Orlika rzuciła się na chłopaczków z SMS-u, ale to, co grała ta młodzież to nic tylko czapki z głów. Przede wszystkim zero strachu a za to stuprocentowa pewność
w poczynaniach. Gdy piłkarze Orlika nacierali na młodzieńców z SMS-u ci bez problemów wymieniali miedzy sobą podania, aby uspokoić sytuację. Z początku były to tylko podania na swojej połowie a najczęściej wymienianie podań między obrońcami. Jak już dochodzili do swoich sytuacji przyjezdni fenomenalnie bronił bramkarz ekipy z Milionowej. I tak przez 20 minut piłkarze SMS-u czekali na swoją okazję lub na jakiś błąd graczy z Sobieni. I w końcu doczekali się tego drugiego. W 21 minucie w dość spokojnej sytuacji w polu karnym faulu dopuszcza się obrońca Orlika i jedenastki nie marnuje jeden z zawodników SMS-u, choć bramkarz gości był bardzo blisko wybronienia tego karnego, który bardzo imponował a wręcz zadziwiał zwinnością i znakomitym refleksem przy tak dużej tuszy, jaką posiadał. Więc mamy 1:0!



Po tej bramce stabilna konstrukcja, jaką tworzyli zawodnicy Orlika zaczęła się pomału chybotać. Coraz częściej eSeMeSiacy zaczęli gościć na połowie rywala. Na wysokości zadania jeszcze stawał bramkarz gości, który wręcz fenomenalnie obronił jedną z akcji gospodarzy gdzie powstrzymał wręcz 120% akcję na gola po strzale zawodnika SMS-u z trzech góra czterech metrów, po którym wydawało się, że padnie bramka, ale goalkeeper Orlika przeleciał przez pół bramki i sparował piłkę na rzut rożny. Przypomniała się od razu jedna z parad Tomasza Kuszczaka, kiedy jeszcze grał barwach West Bromwich Albion. Wracając do meczu, co się odwlecze to nie uciecze i wszystkiego uratować goalkeeper gości już nie dał rady. Dokładnie sześć minut po straconej pierwszej bramce w 27 minucie piłkarze SMS-u wykonywali rzut rożny i piłka z kornera została po prostu wkręcona do bramki. Zawodnik Orlika stojący przy słupku nie zareagował w ogóle na lecącą piłkę w jego kierunku, przepuszczając ją a bezradny bramkarz gości próbując ją jeszcze wybijać po prostu już nie zdążył i wpadł z nią do bramki. 2:0!



Gra przyjezdnych po tym drugim bądź, co bądź trochę przypadkowym a przede wszystkim pechowym golu siadła a przede wszystkim zaczęła siadać też kondycja, bo jednak te kilogramy i solidne sylwetki, które posiadali piłkarze Orlika trzeba porządnie dotleniać a nie było na to w ogóle czasu, bo wybiegana młodzież ze szkoły mistrzostwa sportowego nie dawała im ani minuty wytchnienia. Wspomniane braki w kondycji zaczęły prokurować błędy, których nie omieszkał komentować najprawdopodobniej grający trener, bo krzyczał niemiłosiernie, poprawiał lub po prostu opierniczał solidnie swoich kolegów z boiska. Grę Orlika momentami obrazował jeden z dobitnych komentarzy wyżej wspomnianego zawodnika: „Stefan to jest, k…. paraolimpiada”. Wspomnianemu Stefanowi jednemu bodajże z najmłodszych zawodników Orlika dostawało się najbardziej aż było go czasem tak najzwyczajniej w świecie po prostu szkoda. I na tak miłych rozmowach zakończyła się pierwsza odsłona spotkania. 2:0!

Druga połowa to już kontynuacja ostatnich 25 minut pierwszej odsłony. Piłkarze Orlika zaczęli odstawać coraz bardziej od zawodników SMS-u przede wszystkim na razie jeszcze szybkościowo, bo potem doszła już całkiem kondycja gdzie oddychanie przez ręki dawało o sobie znać, ale to trochę już później. Właśnie wspomniana szybkość gości zadecydowała, że już na samym początku drugiej połowy a dokładniej w 50 minucie padła trzecia bramka. Po składnej akcji piłkę dokładnie do nogi dostał jeden z zawodników SMS-u i popędził ile sił w nogach na bramkę gości. Goniący go jeszcze obrońca zdołał wymusić na nim jeszcze zbiegnięcie w stronę prawej linii końcowej boiska, ale nic to nie pomogło gdyż piękną podcinką tak skierował piłkę do siatki, że ta była nie do obrony dla goalkeepera przyjezdnych. Mamy 3:0!




Ta bramka całkiem ustawiła już mecz i eSeMeSiacy całkiem kontrolowali już przebieg spotkania. Piłkarze Orlika jeszcze próbowali jakiś zrywów, ale sama dobra siła fizyczna, jaką prezentowali przez pierwszy okres pierwszej połowy też już nie zdawała rezultatów tym bardziej jeszcze przy już słabej kondycji zawodników z Sobienia. SMS ciagle bezbłędnie stopował grę przyjezdnych a jak trzeba było nie odstawiali nogi ani nie uciekali przez walką bark w bark. Już na sam koniec spotkania w 85 minucie SMS postawił przysłowiową „kropkę nad i” zdobywając bramkę na 4:0 po podobnej akcji jak przy trzecim golu gdzie znowu znakomite podanie między obrońców zostało skierowane do wychodzącego napastnika SMS-u a ten już tym razem bez żadnego obrońcy na plecach spokojnie mógł sam na sam z bramkarzem gości wykończyć akcję precyzyjnym strzałem w prawy dolny róg bramki.Ta akcja ustaliła wynik spotkania i mecz zakończył się okazałym zwycięstwem młodzieży z UKS-u SMS-u Łódź 4:0!



Mecz jak najbardziej mógł się podobać, co tam musiał się podobać. Mecz stał na dobrym poziomie, toczony był w bardzo szybkim tempie, które narzucili piłkarze SMS-u. Serce się raduje, gdy się patrzy już na tak dojrzałą piłkarsko młodzież. Na chłodno potraktowali swojego dzisiejszego przeciwnika bez żadnego strachu i respektu. Z tak poukładaną grą spokojnie mogą bić się o bramy okręgówki. Tylko rzecz w utrzymaniu tak dobrej dyspozycji. A drużyna gości, czyli Orlik Sobień tym razem trafił na tak świetnie dysponowanego przeciwnika, że nie może sobie za wiele zarzucać. Tamci byli po prostu dzisiaj o wiele lepsi.
Pierwsza porażka w sezonie nie robi jeszcze jakiejś tragedii. Solidna, wiejska oraz twarda gra na pewno na wielu drużynach zrobi jeszcze wrażenie. Widząc takie spotkanie i to dopiero pierwsze w tej lidze zrobił mi się wielki apetyt na kolejne. Walka o upragniony awans do samego końca będzie arcyciekawa.


Cała galeria meczowa: https://goo.gl/photos/gRV4KJ6rDrbVc3UJ6 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz